Od czwartku 16 kwietnia w Polsce noszenie maseczek jest obowiązkowe – także dla dzieci. Aby pomóc rodzicom, autorka Nina Baše przygotowała dla nich bajkę i kolorowanki, które w przyjaznej formie odpowiadają dzieciom na pytani pojawiające się w ich głowach. Bajka jest napisana tak, aby pomóc dzieciom poradzić sobie z najróżniejszymi emocjami, które w obecnej sytuacji mogą przeżywać.

BAJKI MAMY PRZYJACIELA

,,Wojtek i maseczki’’

  Oto Wojtuś. Poznajcie się. Wojtuś jest smokiem latającym i wraz ze swoją rodziną mieszka na trzecim piętrze w kamienicy blisko parku. Ma mamę smoczycę, tatę smoka, małego braciszka Maciusia i czworo- a w zasadzie sześcionoga – biedronkę  o imieniu Kropka. Niedawno w życiu Wojtusia wiele rzeczy się zmieniło.  Tata przestał go co rano odprowadzać do przedszkola. Mały smok najpierw skakał z radości, cieszył się, że zostaje w domu z mamą i braciszkiem. Ale ostatnio coraz bardziej tęskni za kolegami i wspólnymi wygłupami na placu zabaw. Gdyby tylko mógł pobawić się ze swoim najlepszym kolegą Bazylim… Chciałby znowu polecieć z nim w kosmos…

Ale plac zabaw z rakietą też jest zamknięty. I nie można pojechać na wycieczkę,

ani nawet do babci i dziadka. Mama co prawda umie włączyć babcię na

komputerze, ale Wojtuś wolałby zamiast tego wdrapać się jej na kolana. Babcia jest taka mięciutka!

Smoczęta  spędzały  całe  dnie  w  domu  z  mamą  i  nic,  ale  to  zupełnie  nic  ciekawego  się  nie  działo.  Aż  pewnego  czwartku  mama  wyjęła  z  szuflady  małą,  kolorową paczuszkę. Wojtuś i Maciuś od razu do niej podbiegli. To na pewno jest jakiś prezent!

– Mamo, my chcemy niespodziankę! – krzyczeli jeden przez drugiego.

Mama smoczyca wyjęła z paczuszki dwa kawałki materiału z tasiemkami.

– Mamo, co to jest? – spytał zaciekawiony Wojtuś.

Mama przyłożyła kawałek materiału do twarzy tak, że widać było tylko jej oczy.

– Nińcia! Nińcia! – zawołał radośnie Maciuś.

– Będziemy się bawić w nindżów! – wykrzyknął zachwycony Wojtuś.

Mama  pomogła  im  założyć  maski  nindżów  i  małe  smoki  pobiegły  do  pokoju  po miecze. Natychmiast wskoczyły na kanapę, a mama pomogła im przesunąć fotel, by wojownicy  nindża  mogli  skakać  z  dachu  na  dach  –  czyli  z  kanapy  na  fotel.  Smoki  rozłożyły  swoje  małe  skrzydełka  i  wciąż  prosiły  mamę,  żeby  przesuwała  fotel  coraz dalej, bo latanie wychodziło im już fantastycznie i sprawiało mnóstwo frajdy. Kiedy smoki zmęczyły się, mama powiedziała:

–  Słuchajcie  smoki!  Pora  wyprowadzić  Kropkę!  Ale  najpierw  muszę  powiedzieć  wam  coś  ważnego.  Od  dzisiaj  zawsze,  kiedy  będziemy  wychodzić  z  domu,  będziemy zakładać te maseczki.

Wojtuś, który właśnie ściągnął maskę, od razu się zachmurzył.

– Mamo, ale to jest tylko do zabawy. A ja już nie chcę się bawić w nindżę.

Mama uśmiechnęła się:

–  Wiem,  że  te  maseczki  wyglądają,  jakby  były  do  zabawy,  ale  przyniosłam  je  z  innego  powodu.    Pamiętasz,  jak  rozmawialiśmy  o  tej  nowej  chorobie,  przez  którą wszyscy jesteśmy teraz w domu? Te maseczki zakładamy do ochrony przed tą chorobą. I dlatego od dzisiaj mają je nosić wszyscy, którzy wychodzą z domu.Wojtuś popatrzył na mamę niepewnie. Nie chciało mu się za bardzo rozmawiać o tej chorobie, ale czasem słuchał, jak rozmawiają o niej rodzice. Wiedział, że jest jakiś wirus i że może być niebezpieczny. Trochę się go bał. Najchętniej w ogóle by o tym nie myślał, ale skoro mama znowu o tym mówi, to jednak postanowił zapytać:

– Mamo, czy ten wirus jest bardzo zły?

Mama spojrzała na Wojtusia. Chciała zapytać go,  czy się boi, ale zobaczyła, że

on bardzo się stara nie dać nic po sobie poznać. Powiedziała więc tylko:

– Dla dzieci nie jest szczególnie niebezpieczny, bo dzieci mają tę chorobę bardzo

rzadko. Więc naprawdę, nie ma się czego bać.

– No to po co mamy nosić te maseczki? – prychnął gniewnie Wojtuś, bo nie

rozumiał, dlaczego ma nosić maseczkę, skoro wirus nie jest dla niego niebezpieczny.

Mama spojrzała na niego ze zrozumieniem i spytała:

– Chcecie, żebym wam to wyjaśniła?

Smoki poważnie pokiwały główkami.

– Dobrze, spróbuję. Dzieci prawie nigdy nie zapadają na tę chorobę, ale nawet

jak  czują  się  dobrze,  zarazki  mogą  im  się  schować  w  buzi  i  potem  wskoczyć  na  kogoś  innego,  na  przykład  na  jakąś  babcię  lub  dziadka.  A  jak  babcia  albo  dziadek zachorują, to muszą potem bardzo długo leżeć w łóżku albo nawet iść do szpitala. Dlatego nosimy te maseczki, żeby ich chronić.

Mały Maciuś, który dotychczas tylko słuchał, zaczął nagle krzyczeć.

– Nie chcę, zieby były zalaaaazki! – Maciuś wyobraził sobie małe potworki buszujące w jego paszczy i rozpłakał się. Mama przytuliła go.

– Boisz się zarazków, prawda? Rozumiem, ja też za nimi nie przepadam.

Maciuś dalej płakał, ale powoli zaczął się uspokajać.

Wojtuś  patrzył  na  swojego  płaczącego  brata  i  myślał  o  zarazkach.  I  też  mu  się trochę  chciało  płakać,  ale  stwierdził,  że  musi  być  dzielny.  Nie  będzie  się  bać zarazków!

Kiedy Maciuś się uspokoił, mama powiedziała:

– No jasne, że nie chcesz mieć zarazków w buzi. Nie są wcale fajne. Ale wiesz co,

możemy się przed nimi bronić. Jeśli nie będziemy niczego po drodze dotykać,

gdy wyjdziemy z domu, i potem po powrocie dokładnie umyjemy ręce, zarazki

nie dostaną się nam do buzi. Maciusia to trochę podniosło na duchu. Skinął głową. Zdecydował, że podczas  spaceru z Kropką będzie trzymał cały czas mamę za rękę.

– To co, moje smoki, gotowi?

Smoki skinęły główkami a mama założyła im maseczki.

Spacer był dla Wojtusia wielką frajdą. Pan zaskroniec pełzł z tak wielką maską, że małe smoki nie poznałyby go, gdyby nie jego smukłe ciało. A pani Agama miała bardzo  fajną  maskę  ze  śmieszną  buźką.  Maseczka  pani Kameleonowej  była z kolei idealnie dobrana pod kolor torebki, jak zauważyła mama.

W  drodze  powrotnej  spotkali  jednak  pana  Warana  w  czarnej  maseczce.  Mały  Maciuś  bardzo  się  wystraszył.  Ten  duży  pan  w  masce  wyglądał  jak  czarny  rycerz  z książeczki, którego Maciuś bardzo się bał. Nigdy nie otwierał tej książki i nawet nie  dotykał  jej,  kiedy  szperał  w  biblioteczce.  A  teraz  ten  czarny  rycerz  idzie  wprost na nich! Przerażony  Maciuś  zaczął  płakać,  ale  na  szczęście  mama  od  razu  zrozumiała,  co  się  dzieje.  Zawołała  do  pana  Warana,  który  szedł  po  drugiej  stronie  ulicy  i poprosiła go, żeby na chwilkę zsunął maskę i pokazał Maciusiowi swoją twarz.

Maciuś początkowo w ogóle nie chciał patrzeć w tym kierunku, ale potem zerknął kątem  oka  i  zobaczył  swojego  sąsiada,  pana  Warana,  który  wesoło  do  niego  machał. Trochę go to uspokoiło, ale i tak wolał zostać u mamy w ramionach. Całe szczęście, że byli już blisko domu.

Po powrocie wszyscy porządnie umyli ręce i przebrali się, żeby pozbyć się zarazków.

– Mamo, czy będziemy nosić te maseczki już zawsze? – spytał Wojtuś.

– Przez jakiś czas na pewno, ale w końcu przyjdzie dzień, kiedy będziemy mogli

wyjść z domu bez nich.

– Mamo, a zrobisz mi taką maskę, żebym wyglądał jak policjant?

– No pewnie, smoku! A jaką maseczkę chciałbyś ty, Maciusiu?

– Biedlonka! – odpowiedział Maciuś.

Tekst bajki  zaczerpnięty ze strony  www.mamaprzyjaciel.pl

Można jej posłuchać także w formie audio. Oto link:

Przygotowały: Pani Lucynka i Pani Basia M.

Print Friendly, PDF & Email
Powiązane publikacje